czwartek, 31 lipca 2014

coś dla szyjących na poprawę humoru

W temacie oczekiwania na chwilę obecną nie wiem więcej niż wczoraj. Jeszcze czekam, @ nie przyszła, niestety pojawiły się skurcze, toteż zażyłam sobie no-spę, a na poprawę humoru zajrzałam najpierw tu <klik>, a potem tu: <klik> :)

Jest pięknie! Już nie mogę się doczekać, aż dostanę (gdzieś pewnie za miesiąc) numer w swoje łapki. Będę wertować, wertować i wertować :D Może coś uszyję... choć jak wiecie, to "może" może zależeć od wielu czynników... Niezależnie od tego, fajnie będzie mieć ten numer w swojej kolekcji :)

środa, 30 lipca 2014

jeszcze trochę cierpliwości mi trzeba

Dziewczyny zaglądające tutaj, proszę Was jeszcze o odrobinę cierpliwości oraz kciuki/modlitwę/w co kto wierzy...
Mam dzisiejszy wynik bety. Nie wynosi on 0, ale niestety zbyt wysoki jak na ten czas też nie jest. Prawdopodobnie powtórzę jutro badanie, by wiedzieć, czy rośnie... i jak organizować wyjazd do Wawy w piątek.
Dziękuję, że jesteście!

wtorek, 29 lipca 2014

jutro...

jeszcze tylko jeden dzień... jutro wybieram się na badanie i po południu będzie "wóz" albo "przewóz". jakkolwiek będzie, będzie inaczej. każda informacja coś we mnie zmieni. po każdej mam nadzieję, wrócę trochę bardziej do normalności...

chociaż w sumie nie pogniewałabym się, gdyby na te dziewięć miesięcy ten ostatni tydzień miał stać się normalnością...

myślę, że dałabym radę...

czy dostanę tę szansę?

niedziela, 27 lipca 2014

leniwie z ograniczeniami i spódnicą w tle

mijają kolejne dni... kolejne dni spędzone w większości czasu na kanapie. odkąd lekarz napisał na L4 "leżeć", wszyscy naokoło przypominają mi o tym codziennie. co oczywiście nie przeszkodziło mi, by np podlewać ogródek, wyjść na półgodzinne zakupy, zapisać się ponownie do biblioteki... ale nie zmienia to jednak faktu, że większość dnia spędzam na kanapie.

moje plany szyciowe na razie więc legły w gruzach. obiecane (że się zrobią przez ten czas torby) będą musiały poczekać. ale... udało mi się przedwczoraj i wczoraj usiąść na jakieć 0,5h do maszyny :) co można zrobić w tak krótkim czasie? wiedziałam, że nie mam czasu na odrysowywanie wykrojów (a ze względu na moje początki każde szycie raczej od tego się zaczyna). wiedziałam też, że jak będę za długo myśleć, to nici z tego będą... (chociaż lubię również to moje siedzenie i myślenie przy maszynie... cisza... spokój... i nic tego nie zakłóca :) minus jest taki że nie ma efektów ;) )

zaplanowałam więc prostą spódniczkę dresową. z szycia bluzki (tej co to miała być na dwie godziny, a wyszła "troszkę dłużej" i chyba pisałam o niej tu <klik>. bluzka nie trafiła jeszcze do szafy, bo nie wiedziałam, co można do niej założyć. spódnicę planowałam od dawna, ale jaka ona ma być? z dresówki został mi całkiem mały kawałek (myślę że coś koło 0,5x1m, ale mogło być ciut szerzej, bo moje wymiary by w 1m nie weszły ;) ). spódnica miała też być całkiem prosta - model 115 z Burdy 1/2013 <klik>. góra miała być wykończona ściągaczem, tym samym co przy bluzce - jakieś zmiany do pierwowzoru muszą przecież być ;). szablon składał się z jednego elementu. czyli wszystko wyglądało całkiem realnie :)

odrysowałam szablon. składam materiał. przykładam. i co...? no mieści się tak na styk :( o żadnym 1cm na szew nie ma mowy. ale dobra - zaryzykuję, bo 1) nic innego nie wymyślę z tego kawałka, 2) dresówka jest z elastanem, najwyżej się "trochę" naciągnie, 3) w ostateczności przekażę siostrze o trochę mniejszych wymiarach. wycięłam więc. składam. przyszpilkowywuję. przykładam do siebie. hmmm... i tu następuje spore zaskoczenie... bowiem spódnica jest o co najmniej kilka (jak nie kilkanaście) cm za szeroka. myślę więc jak to się mogło stać. wymiary mam niezmienne od ładnych paru lat. co prawda nie zmierzyłam wykroju... wykrój? dobrze go przerysowałam? w tym momencie dociera do mnie fakt, że model 115 jest częścią innego modelu (chyba 116), który jest wykrojem na długą spódnicę. nie sprawdzałam, ale logika mi mówi, że po prostu przerysowałam nie tą części wykroju :(

zostaję więc z za szeroką wersją mojej prostej spódnicy. ponieważ "żal" mi było materału, o który tak dbałam, by go wykorzystać ;) zszywam to co jest. przekładam na prawą stronę, przymierzam... no jest szeroka... ale może zrobić ją po prostu taką luźniejszą? po wycięciu paska (gdzie z kolei przezornie wycięłam dłuższy fragment, bo wymiary burdowe nijak mi nie pasowały) składam dół z górą i zastanawiam się, jak tą różnicę "zgubić". zostawiam sprawę na noc.

usiadłam wczoraj. zaczynam od prób zakładek. tak nie, tak też nie... może jednak ją zwężę? ostatecznie kończy się na malutkich zakładkach (jak to pod maszynę podejdzie), by jedno z drugim dało się zszyć. ufff... dałam radę. czy wspomniałam, że miałam na ukończeniu nić? i że coraz bielsza rolka nie uspakajała?

zostało mi wykończenie dołu... które zostawiłam na chwilę obecną na surowo. czyli nie robiłam nic :) jakieś pomysły? wykańczać, czy nie? wszak to dresówka...

w ten oto sposób uszyłam sobie pierwszy komplecik :) kolory nie zupełnie moje i po założeniu całości chyba trochę zbyt blado całość wygląda... ale jest :) efekt ocenicie, jak uda mi się zagarnąć Drugą Połówkę, by zrobiła zdjęcia...


a wracając do tematu - tak to oto wypoczywam :D o Kropku myślę aż za często i pewnie czeka mnie wielki dół, jak się okaże, że to nie ten czas jednak. staram się jednak być w zgodzie z samą sobą :)

gdyby się jednak okazało, że czeka mnie dłuższe przebywanie na kanapie, to chyba spróbuję jeszcze...?
no właśnie - co można robić na kanapie?
w moim repertuarze oprócz oczywiście korzystania z komputera (które niestety nadużywam) np w celu oglądania filmów, czytania blogów itp i faktycznego czytania (książek - stąd biblioteka, bo postanowiłam sobie przeczytać cały cykl Ani z Zielonego Wzgórza, a zabrakło mi pierwszego tomu), chyba nic więcej nie ma. wczoraj dotarło do mnie, że szyć mogę przecież ręcznie (ooo... serio? ;)), ale muszę się do niego przekonać, bo wolę jednak warkot maszyny. można również wziąć się za druty, szydełko, haft...
czas pokaże, co będzie konieczne :)

środa, 23 lipca 2014

zdałam

juppi... wreszcie i nareszcie udało się zaliczyć "paskudny" egzamin z finansów... zostały jeszcze 3, aplikacja i egzamin dyplomowy... trochę tego jest, ale dzięki temu zaliczeniu dalsza droga się otworzyła :)

to zawodowo.

prywatnie - leżę w domku. od piątku mam wypoczywać, toteż ruszam się w stanie wyższej konieczności (np dzisiejszy brak wody u babci spowodował transportowanie przeze mnie 5l butli do niej... ) mam nadzieję, że ten "dobry uczynek" nie zaszkodzi Kropkowi ;) jeszcze tydzień i badanie. tylko jak wytrzymać te dni?

miało być szycie, porządkowanie domu... miało być trochę inaczej... a tak przynajmniej nadrobię zaległości czytelnicze :D 

piątek, 18 lipca 2014

dzień na TAK

...jeszcze kilka godzina oczekiwania... a potem oczekiwania ciąg dalszy...

a więc czekam... odpoczywam... życie w ciągłym pośpiechu ma jedną zaletę. nie masz czasu, by zadawać pytania, by myśleć nad tym, co można zmienić, jak chce się żyć, co ma być jutro, za rok czy za 50 lat. często cierpię na brak czasu.

dlatego też gdy wczoraj postanowiłam obejrzeć film, wybór nie był taki prosty. miał to być film taki, którego z Drugą Połówką bym nie obejrzała, a jednocześnie taki, który mnie nie zdołuje, nie rozkręci, czyli niby taki zwyczajny, ale i taki po którym nie będę czuła zmarnowanego czasu. w takich sytuacjach czytam opisy i liczę na przypadek/natchnienie/dobrą rękę Tego z Góry :)

ten film który obejrzałam, był drugim wyborem, ale był dokładnie tym, czego wczoraj potrzebowałam. coś co daje nadzieję. polecam więc tym, którzy jej szukają. tytuł to: Charlie St. Cloud.

przed chwilą trafiłam również na kolejny. tym razem coś krótkiego, a jednocześnie pytającego "a ja?"

moim dzisiejszym marzeniem jest, by to co ma się dzisiaj stać się udało. a jeśli się uda, to niech uda się do końca. takie trochę egoistyczne marzenie, ale od czasu do czasu chyba i na takie można sobie pozwolić :)

wiem, że marzenia się spełniają. i że jak nie dziś, to może jutro, albo za miesiąc, albo za rok. Dziewczyny, nie traćmy nadziei!

czwartek, 17 lipca 2014

po egzaminie

to dziwne, ale nadal żyję ;)

do soboty w Wawie... dzisiaj jeszcze może jakiś film, może spojrzę na pracę (ale to bardzo WIELKIE może ;) ) i idę szybko spać... na nogach od 4... taaak, czasem też tak można wstać... albo nawet trzeba...

ciężki dzień... męczący fizycznie i umysłowo... jutro będzie ten z trudnych pod kątem emocjonalnym... jak i kolejne 2 tygodnie...

a w międzyczasie... w międzyczasie można będzie nadgonić to, co czeka już taaaak długo :D


wtorek, 15 lipca 2014

Piątek...

niech to będzie ten dzień...

do piątku będę kłębkiem nerwów... dużo pracy do nadgonienia, egzamin-nie-do-zdania, a potem będzie wyczekiwany od dwóch miesięcy piątek...

co będzie potem, wolę na razie nie myśleć... muszę dotrwać...

poniedziałek, 14 lipca 2014

coraz bliżej...

...do tego Dnia :)

dzisiaj, ew. jutro powinna być ustalona data. jeszcze jedno badanie.
niestety nie wszystko idzie jak po maśle... i niestety może się okazać, że to nie ten miesiąc... :( będzie smutno, ale czasem warto czekać...
życie uczy pokory... wobec czasu... wobec planów... wobec samych siebie...

 ..........................................

a jak już ten Dzień nastąpi... to mam nadzieję, że w końcu zacznie być bardziej szyciowo :)

czwartek, 3 lipca 2014

zaczyna się...

w końcu nadszedł ten dzień... wyczekiwany przez ostatnie dwa miesiące... po nim powinien pojawić się ciąg kolejnych dni, które będą przybliżały mnie najpierw do ustalenia konkretnego dnia, a potem do tego właśnie Dnia :) a po nim nastąpi czekanie... kolejne dwa tygodnie oczekiwań... dwa tygodnie niewiadomej... dwa tygodnie wielkiej nadziei, ale i wielkiego strachu...

na razie czekam na ten Dzień. już jest coraz bliżej :)

a po głowie od wczoraj chodzi mi pewna piosenka...

lubię jej energię... jej tempo... może to jest właśnie piosenka na najbliższy miesiąc? :)

p.s. czy ktoś może wie, gdzie był kręcony teledysk?

środa, 2 lipca 2014

twórcza niemoc...

dzień dzisiejszy.

jak prawie nigdy wracam do domu tak jak powinnam - czyli w ciągu 30 minut od teoretycznego zakończenia pracy. obchodzę ogródek. bawię się z psami.

po czym stwierdzam, że mogę dzisiaj coś uszyć. że mam trochę więcej czasu. po czym pada w głowie pytanie - ale co? może coś dla Chrześniaczki? może spódnicę w ramach poznańskiej akcji? może coś z tego lnu, który kupiłam ostatnio? jeśli dla Chrześniaczki, to co? jakąś kosmetyczkę? torebkę? coś z ciucha? ale jaki rozmiar? itd... następuje "100 pytań do"... pytania wiążą się z conajmniej 5-10 minutową analizą danego zagadnienia... zanim więc siadam do maszyny jest już kilka godzin później.

siadam... i albo materiału mam za mało... albo papieru do przerysowania wykroju właśnie zabrakło... albo nie mogę się zdecydować, jaki model wybrać (w czym stosik Burd wynikłych z mojego "zbieractwa" nie pomaga)

więc siedzę przy maszynie... lubię ten stan nawet jak nic nie szyję :)

wtorek, 1 lipca 2014

Prywatna Letnia Akademia Szycia - PLAS

W poprzednim poście było o wpływie LASu na moje szycie rok temu. Pomyślałam więc, by z okazji rocznicy zorganizować sobie "prywatną" wersję.

O co mi chodzi? Pamiętacie te zadania? To powtórzmy je jeszcze raz. W moim przypadku postaram się rozszerzyć o elementy, które długo chodzą mi po głowie, a się zabrać do nich nie mogę. Czasem nie trzeba dużo.

Na każde zadanie mam 2 tygodnie. Od wtorku do poniedziałku (by był czas na zdjęcie po weekendzie). Każde ze zdjęciem co najmniej końcowym. Postaram się również opisać każdy projekt i zamieścić linki, jeśli będę korzystała z tutoriali.

Plan jest więc taki:
01.07 - 14.07.2014 - torba z zamknięciem
15.07 - 28.07.2014 - komplet poduszek na zamek
29.07 - 11.08.2014 - kosmetyczka na codzienne drobiazgi
12.08 - 25.08.2014 - komplet patchworkowych podkładek
26.08 - 08.09.2014 - spódnica/sukienka z Burdy z conajmniej dwiema kropkami

A Wy? Ktoś się przyłączy?

Rok

Wczoraj zajęłam się candy. Powrzucałam banerki na stronę. Polinkowałam. Za'like'owałam gdzie trzeba. Z większości dzisiaj są wyniki. I co... Hmm.. No przecież za pierwszym razem nie koniecznie musi się udać.
Toteż nie udało się.

Tak mało rzeczy udaje się za pierwszym razem. Ale może przy okazji kolejnych?

Wiele z tych Cukiereczków była organizowana z okazji pierwszego roku życia bloga. I wtedy mnie olśniło. A ja? Kiedy zakładałam Równoważnię? Hmm... No jakoś tak to było... chyba właśnie w czerwcu zeszłego roku. Podczas jakiegoś doła i górki psychicznej, że czasem da się radę góry przenosić. (czy ktoś widzi analogię do tegorocznego wpisu "zdołowanego"? ;)  może takie bywają czerwce)

Góry nie przeniosłam, doły pozaliczałam, życia nie zmieniłam... Choć tak naprawdę to nigdy nie wiadomo... Może za kilka lat powiem, że był to rok przełomowy?

Dzisiaj mija natomiast dokładnie rok, odkąd dostałam pierwsze zadanie z Letniej Akademii Szycia. Pierwsze zamówione materiały, pierwsze tutoriale szyciowe, pierwsze zrealizowane projekty. Z trzech z nich byłam naprawdę zadowolona, jednego do dnia dzisiejszego nie skończyłam w pełni, a jeden "efekt" niestety zgubiłam. Ale wtedy to tak naprawdę się zaczęło.
Jeszcze rok temu nie przyszło by mi do głowy, że Burdy mają jakieś zastosowanie ;) że można ostatni grosz z wypłaty wydać na kawałek bawełny :D oraz że chętnie będę zwiedzać... ciucholandy... (zawsze uważałam, że nie będę zabierać ciuchów tym, którzy mają w życiu trudniej ode mnie... toteż nawet jak teraz wchodzę, to szukam np. zasłon, pościeli itp.)
Przez ten rok uszyłam tyle, ile uszyłam. Pomysłów jak zwykle jest więcej, czasu jak zawsze brak. Plany... o planach to można by osobny post napisać...

Czego mi brakuje? No chyba najbardziej wytrwałości w pisaniu postów oraz zdjęć na tym blogu (innych rzeczy też, ale te rzucają się od razu w oczy). Spróbuję "coś" z tym zrobić.

I to by było na tyle... bo jak to wczoraj przeczytałam "żegnać się nie zamierzam, więc podsumowywać nie będę". Lubię takie myśli.