piątek, 30 października 2015

czy świat jest tylko czarno-biały?

dzisiaj w sensie dosłownym ;)

w ostatni weekend ponownie zawitałam do stolicy (Wężon - od razu przepraszam, ale byłam niecałe 24h z nocką w środku ;) ). gwoli wyjaśnienia - mój zawodowy egzamin niestety nadal jest niezdany i w poniedziałek miałam szansę obejrzeć, co też w nim skopałam ;) na tym wgląd się kończył, bo poza pracą nic więcej dowiedzieć się nie da. takie reguły. wiem jednak (a przynajmniej mam taką nadzieję), gdzie zrobiłam błędy i na to teraz zwrócić większą uwagę. podobno świadoma niewiedza jest lepsza od nieświadomej niewiedzy... ale przekonamy się w praktyce za miesiąc.

ale nie o tym miało być.

przy okazji wizyty w większym mieście, postanowiłam skorzystać z dostępności jednej czy drugiej galerii handlowej. czasu miałam niewiele, więc postanowiłam pochodzić tylko po sklepach z ciuszkami dziecięcymi (planujemy z M. sesję ciążową, bo już brzuszek widać, a jeszcze nie jest zbyt duży ;) ).

wchodzę do pierwszego. przebrnęłam przez dział dla dzieci większych. dochodzę do małych ubranek... a tu zonk. patrzę na jedne. hmm... patrzę na inne... jeszcze kolejne... coś mi tu nie gra ;) co? pewnie zapytacie... ano dwie rzeczy - ceny i kolory... ja wiem, że ubranka dziecięce do tanich nie należą. zwłaszcza po dosyć burzliwym podniesieniu vat-u. ale żeby aż tak? by cena jednego kompletu niedrapek (no dobra może 2) wynosiła ponad 30zł? o większych ubrankach nie wspomnę :(
inna sprawa, że pewnie przeżyłabym ceny, gdyby nie fakt, że te kolory do mnie zupełnie nie przemawiały. czy naprawdę malucha trzeba ubierać tylko w pastele, beże, szarości? czy nie ma już na tym świecie innych kolorów? gdzie zielenie, żółcie, pomarańcze... chociaż w formie aplikacji, ale ożywiających te ubranka. w końcu dziecko to radość, to nowe życie...

byłam chyba w 3 sklepach. o ile do cen zdążyłam przywyknąć (bo może pierwszy sklep nie był najlepszym miejscem na początek ;) ), to kolory nadal te same.

wyszłam z galerii z pustymi rękoma. no dobra, kupiłam sobie czekoladę na drogę, by trochę się rozgrzać. ale nic poza tym... :(

może to nie był mój dzień? może (oglądając wiele mam szyjących) mam zbyt duże oczekiwania? a może względy praktyczne przesądzają o takim, a nie innym doborze niemowlęcych kolorów?

podzielicie się własnym zdaniem? bo mi chyba w wolnej chwili nie pozostanie nic innego, jak wrócić do maszyny ;)

piątek, 23 października 2015

równowaga... poszukiwana?

Ci, którzy czytają dłużej, mogą mieć deja vu ;) tak już kiedyś był taki tytuł... albo bardzo podobny ;)

tym razem jednak moja poszukiwana równowaga jest bardziej dosłowna ;) wczoraj. las. spacer z psami. cavalier nie lubi takich spacerów (woli ulice, ale ja obecnie wolę nie szarpać się ze springerem, więc wybieram las i swobodę :D), więc najczęściej pierwsze 100m to na zmianę przywoływanie, smaczek, odchodzenie... przywoływanie, smaczek itd. ale tym razem i to nie chciało zadziałać. cavalierka nadal nie przychodziła. odruchowo więc ukucnęłam (generalnie jak pies widzi małego człowieka, to podobno myśli, że jest on dalej i przychodzi). u nas to w jej przypadku działa, aczkolwiek stosuję w ostateczności. tak więc przyszła. i próbowała wskoczyć dwiema łapami na mnie. i w tym momencie... ziemia się "zatrzęsła" albo i mój błędnik zadziałał w inny sposób niż zwykle ;) i zdziwiło mnie to, że wcale nie było ślisko ;)

zdaję sobie sprawę, że wymiary i proporcje się zmieniają... ale żeby tak? dlatego też pomyślałam, że spiszę sobie, co jestem jeszcze w stanie zrobić...

kończymy obecnie 23tc. jesteśmy więc za połową :) badania połówkowe wyszły w porządku. wcześniejsze badania genetyczne - test pappa też. czas leci nieubłagalnie, ale póki co mogę stwierdzić, że:
- stojąc na wadze jeszcze widzę swoje stopy,
- potrafię założyć i zawiązać buty nie używając krzesła,
- daję radę na okołogodzinnych psich spacerach,
- mieszczę się w wannie,
- mieszczę się w standardowej kurtce...

(póki co nie mam więcej pomysłów; jakieś podpowiedzi?)

a z nowości u nas (hmm... z 6 tyg to powinno być całkiem sporo nowości ;) ) - od około 2 tygodni czujemy Małego Człowieka :) tzn jestem świadoma tego, że to to ;) bo wydawało mi się również to już wcześniej, ale na pytanie każdego "czy już coś czujesz?", zawsze pytałam "a co? i jak mam czuć?" i jakoś odpowiedzi nie naprowadzały mnie na ruchy Małego Człowieka. natomiast w zeszłą niedzielę, wieczorem poczułam tak dobitnie, że nawet przykładając rękę od zewnątrz czułam. jak następnego dnia rozmawiałam z M., to pytał, czemu go nie wołałam... ale spał, na tyle daleko, że tak i tak, by nie dotarł ;) na szczęście Mały Człowiek rusza się i kopie w miarę systematycznie i niejednokrotnie M. miał okazję, by się o tym przekonać :)
niech kopie :) wiem, że tam jest :)

przy okazji - widziałyście? <rozmowa bliźniaków> na FB :)

trzymajcie się, mimo tej pogody za oknem :)