poniedziałek, 15 lutego 2016

cisza...

jeszcze w pokoju cisza...
łóżeczko czeka... ubranka też... (no dobra, muszę je jeszcze poprasować ;) )
a MC się nie spieszy ;)

prawie 2 miesiące jestem poza domem. zaczęło się od patologii ciąży, a potem zostałam już u teściów. mieszkają niedaleko szpitala, całkiem dobrze wyposażonego szpitala w zakresie neonatologii. a zakładaliśmy, że dotrwanie do końca stycznia będzie graniczyło z cudem. a tu zonk ;)

nie, oczywiście, że nie żałuję :) wolę, by MC urodził się w terminie, niż za wcześnie :) chociaż teraz to już w sumie jest w terminie... w niedzielę zaczęliśmy 40tc. termin początkowo był wyznaczony na 20 luty. jeszcze kilka dni.

śmiejemy się, że chyba ma za dobrze w środku ;) albo, że przestraszył się ustawy 500+, która ma obowiązywać dopiero od drugiego dziecka (i chce dorosnąć, by ważyć za dwójkę ;) )

póki co, skurczy brak, ruchy są... więc... czekamy...

w spokoju... ciszy...

jak przyjdzie czas, to wszystko się zmieni :)

środa, 3 lutego 2016

odliczamy...

14 dni po...
17 dni do...

każdego dnia zastanawiam się, czy to już... czy też poczekamy jeszcze...
już coraz spokojniej. w teorii MC może być gotowy lada dzień.

a ja? my?

w weekend ostatnie większe zakupy. od poniedziałku zabieram się za szykowanie torby do szpitala. moją na szybko pakowałam wczoraj wieczorem, bo zasypiając każdego dnia myślałam, że to będzie już... nie, nie było generalnie objawów. bardziej zmagam się z własnym układem pokarmowym ;)

MC siedzi grzecznie, ruszając się od czasu do czasu :) a ja jakoś nie mogę się zebrać... czy to naprawdę koniec tych magicznych 9 miesięcy? z jednej strony ogarnia radość... a z drugiej gdzieś tam czai się strach, jak to będzie... i tak przeciągam pakowanie torby... by choć na chwilę zatrzymać czas...

na dzisiaj zaplanowałam pranie ciuszków MC... kocyk, pieluszki... może uda się to zrobić w tzw międzyczasie (czyli czasie kończenia tematów, na które ani "w szpitalu" ani krótko "po" nie będę miała czasu, a chcę je skończyć sama).

byle na spokojnie...