Kolejny miesiąc za nami... Styczeń minął stanowczo zbyt szybko... Albo ja zbyt długo przesiaduję tu i ówdzie i czas ucieka mi przez palce ;) Powinnam zrobić anty-12-tkę ;) czyli czego nie planuję robić przez rok :D na pewno na pierwszym miejscu byłoby siedzenie przy kompie, zamiast np siedzenia przy maszynie... dobra, mam jeszcze 11 miesięcy by to zmienić.
Styczeń był jaki był. Pod kątem szlachetnej 12-stki nie taki zły. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale spójrzmy:
1. uszytki - hmm... prawie spodnie się liczą? a kupienie materiałów na x poduszek? nie? no dobra - uszyłam "ocieplacz" na okno :D w biurze okna nie szczelne, więc przy pomocy kawałka materiału i kulek styropianowych powstał "ocieplacz". mała rzecz, godzinka szycia... a cieszy :) i oko i mam nadzieję niejedno gardło, które przy oknie siedzi.
2. książki - tak... udało mi się wreszcie skończyć Chustkę... polecam, zwłaszcza tym, którzy nie oczekują, że lektura będzie łatwa, prosta, przyjemna... i zakończona happy end'em. Chustka jest wydrukowanym blogiem Joanny Sałygi. Czekam na drugą książkę oraz film. Nie to, bym lubiła cudze nieszczęścia, ale wg mnie takie historie uwrażliwiają i uczą doceniać to, co mamy. Każdy dzień.
3. sztuczki - no dobra... to leży... były pomysły, ale chyba żaden nie jest tak zaawansowany, by był skończony. będzie trzeba nadrobić.
4. posty - tu był :D tam nie :(
5. gry - hmm... chyba już po północy w sylwestra rozgrywaliśmy jedną partię kolejek :D
6. filmy - tak, ale bez męża - wzięło mnie na kilka tanecznych... takie przyjemne kino na wieczór...
7 i 8 - zadania leżą i kwiczą :( ale jak w lutym nie będzie poprawy, to marnie widzę moje przygotowanie do egzaminu
9. spacery - był na pewno jeden 7km na początku stycznia, późniejszych nie mierzyłam, ale jak zrobiło się biało i jak na lodowisku, to ograniczyliśmy spacery do najbliższej nie-solonej okolicy
10. płyty - przesłuchanych różnych chyba z 3-4 podczas robienia inwentury :D takie przyjemne i pożyteczne :)
11. osoby - no właśnie :) był dzień babci przecież :D
12. nowe miejsca - ooo... mam... nowa (dla mnie, bo byłam tam pierwszy raz) pierogarnia w Warszawie. już mam dwie odwiedzone i do każdej z chęcią wrócę. pieczone pierogi z różnymi "dziwnymi" nadzieniami są the best :)
efekt: 8/12... jest co nadrabiać, ale zawsze mogło być gorzej :D
a teraz zgodnie z informacją telefoniczną "czas iść spać"... (od nowego roku ustawiłam sobie przypomnienie na telefonie - codziennie o 22 mam informację... trzeba sobie jakoś radzić i nie obciążać głowy "zbędnymi" drobiazgami ;) )
jutro muszę obmyśleć prezenty - jeden dla chorego bratanka, a drugi dla świeżo-urodzonego siostrzeńca... będą dwa nowe uszytki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz