czwartek, 31 grudnia 2015

już za chwilę...

przeskoczymy z magicznego 2015 roku w jeszcze bardziej magiczny (mam nadzieję) rok 2016...

w takich chwilach przychodzi czas na podsumowania, jak i plany. w podsumowaniach zbyt dobra nie jestem, w planach nie lepsza ;) więc przede wszystkich chciałabym złożyć Wam wszystkim, którzy tu zaglądacie życzenia zdrowia, szczęścia i pomyślności. zdrowia chyba najbardziej, bo czasem tak niewiele stawia je pod znakiem zapytania, a jak jest zdrowie, to już cała reszta w naszych rękach. niech nowy 2016 rok przyniesie Wam spełnienie marzeń, niech będzie czasem oczekiwania na upragnione szczęście i niech zakończy się sukcesem :) i byśmy za rok mogli wszyscy stwierdzić - tak, to był dobry rok :)

my kończymy rok 2015 właśnie z takim stwierdzeniem :) tak, 2015 był dobrym rokiem dla nas. mimo iż tak niewiele zapowiadało to, co może się wydarzyć. 2 mrozaczki, które niestety były najsłabsze. brak perspektyw co do dalszych stymulacji i ogólne pytania o sens tego wszystkiego. zniechęcenie emocjonalne przełożone również na kontakty zawodowe i zaangażowanie w pracy (a raczej jego brak). nie był to rok łatwy. stanowczo zbyt często odchodził od nas ktoś bliski, a wiadomości o rozprzestrzeniających się chorobach u mniej lub bardziej znajomych towarzyszyły nam prawie każdego dnia.

ale... 1.06.2015 został przetransferowany TEN mrozaczek :) i wszystko się zmieniło... nie, to nie oznacza, że już teraz było bajkowo. bo strach o każdy dzień z Nim towarzyszył nam potem niejednokrotnie. towarzyszy i dziś. ale z każdym dniem, z każdym małym kopnięciem od środka czujemy, że coś się zmienia :) kulminacja ma nastąpić w 2016 roku :) a potem?

potem zobaczymy :) 

środa, 9 grudnia 2015

30 tc - czyli albo czas pędzi... albo ja w jakimś letargu tkwię

nie wiem, jak to możliwe, ale wszelkie kalendarze pokazują mi 30 tydzień... w teorii jeszcze 10 przede mną...

myślę sobie, o czym by Wam napisać. ostatnio skupiłam się na książkach. wcześniej był zastój... i tak jakoś dopiero teraz się zorientowałam, że o samym MC (Małym Człowieku) to tu mało było.

a jest :) rośnie :) powinnam powiedzieć "rośniemy", ale ostatnio on rośnie, a moja waga jakoś trwa w bezruchu. podobno Maluch tak i tak weźmie, co potrzebuje... ale muszę coś z tym zrobić.
z danych z soboty wynika, że może mieć ok 1300gram. przynajmniej na podstawie wymiarów. serduszko bije prawidłowo. jelitka też wyglądają ok (czy ja Wam pisałam o naszej "przygodzie" z jelitkami?)... jedynie... cóż, wszystko było by piękne, gdyby nie to, że od co najmniej miesiąca główka jest skierowana w dół (o to chyba nie ma się co martwić)... i szyjka się skraca (o to już bardziej). w sobotę dostałam więc zalecenie, by jednak leżeć... no, chyba, że w ostateczności gdzieś muszę pojechać, ale powinnam to ograniczać.

spodziewałam się takiej wiadomości... bo mimo wszystko w ostatnim czasie czułam, że z jednej strony brzuch rośnie, ale jak i rośnie to naciska... a jak naciska, to przy spacerach, czy wyjściach pojawiał się ból podbrzusza. ale po cichu wiem, że pretensje mogę mieć tylko do siebie. przygotowania do egzaminu, wizyty w pracy (by się dowiedzieć, czy wszystko gra), codzienne spacery z psami (tego najbardziej żałuję, ale postaram się chociaż raz na dwa dni...)... no i wahania nastroju (oraz związane z tym "kontakty z ludźmi")... nie było lekko, nie było zbyt wiele odpoczynku...

to teraz musi się zmienić. mam wytrzymać jeszcze co najmniej 6 tygodni. niby nie tak wiele, zważywszy na fakt, że zaczynałam również od leżenia... jak będzie, zobaczymy...

z faktów dnia dzisiejszego... nadal potrafię założyć i zawiązać sobie buty (wymyśliliśmy z M. kozaki dla mnie na zimę - wiązane :D ), ale zdecydowanie wolę przy tej czynności usiąść ;)
wyprawka na razie w myślach (albo i w myślach jeszcze jej nie ma), jak i torba do szpitala... zaczynam się zastanawiać, co ja ostatnio robiłam ;) bo zaległości w zakresie przygotowań jest całkiem sporo... ale na spokojnie... nadrobię :)

macie jakieś rady? na krótką szyjkę lub też wyprawkę?

poniedziałek, 7 grudnia 2015

BookAThon - podsumowanie

Dzień podsumowań...
szkoda, że tak szybko minął ten tydzień...
fajnie było ponownie czuć się pochłoniętym przez książki, przez opowieści małe i duże, wesołe i straszne... i to wszystko w przeciągu paru zaledwie dni.

Moje zadania:
wyzwanie 1 - "Syn" - doczytałam dzisiaj. moje drugie podejście do Nesbo. wiem, że jeszcze wrócę, ale muszę chwilkę odpocząć od trupów w takim stylu...
wyzwanie 2 - "Dziwny incydent z psem nocną porą" - przeczytane,

wyzwanie 3 - "Opowieść wigilijna" - przeczytane,
wyzwanie 4 - "Sposób na Elfa" - przeczytane,

wyzwanie 5 - "Śnieżynki" - przeczytane,
wyzwanie 6 - kwalifikowały się książki z wyzwania 4 i 5 - niestety nie dałam rady doczytać nic więcej.
wyzwanie 7 - łącznie wyszło u mnie (licząc z "Synem") 1085 stron. liczyłam, że doczytam coś na wyzwanie 6 i dopełnię do 1500, ale może następnym razem.


cieszę się niezmiernie, że udało mi się zrealizować tyle, ile się udało. każda z książek dostarczyła mi wielu wrażeń. przeczytania żadnej nie żałuję... i gdyby nie czas przedświąteczny pewnie kontynuowałabym czytanie dalej. chociaż myślę, że wciągnęło na tyle, by w wolnej chwili nadal sięgać po lektury.


już się cieszę na kolejny BookAThon... chociaż pewnie lekko nie będzie ;)

piątek, 4 grudnia 2015

BookAThon - dzień 5

Za mną "Śnieżynki"... tylko tyle... i aż tyle... muszę zebrać myśli, by napisać coś więcej... (i nie spoilerować ;) )

W skrócie - przeczytajcie... wtedy pogadamy :)
W trochę mniejszym - jak to nasze decyzje... i innych decyzje... mogą wpływać na nasze życie...
W jeszcze mniejszym - w sumie to nigdy nie wiesz, co przyniesie nowy dzień... i kogo spotkasz na swojej drodze.
I chyba najistotniejsze - "na Twoim miejscu" powinno zostać usunięte ze słownika...

Tym razem muszę odetchnąć po lekturze...

Mogłabym zakończyć mój BookAThon, bo na wszystkie wyzwania dałabym radę dopasować książkę. Ale "Syn" Nesbo jeszcze czeka... No i to ostatnie wyzwanie... 1500 stron... Zobaczę...
W każdym razie cieszę się, że się zmobilizowałam. Że udało mi się przejść przez 4 książki, że nie żałuję przeczytania żadnej z nich i że każda zostawi we mnie część siebie. I że poczułam typowego książkowego bakcyla... z każdą książką coraz bardziej... czytać... czytać... i czytać.

Teraz na chwilę (w sensie wieczór) czas się oderwać, pozmywać zaległe naczynia, wstawić jakieś pranie... może uszyć coś dla dzieciaków na najbliższego Mikołaja (zupełnie o tym zapomniałam). Jutro jedziemy na rodzinne lepienie pierogów, w niedzielę imieniny mojej Babci i Mamy. Nie wiem, czy w związku z tym dam radę wrócić do książek... Ale przeczytanie 650 stron (nie licząc połowy Nesbo) to tak i tak fajny wynik :)

Ale może nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tym temacie? ;)

czwartek, 3 grudnia 2015

BookAThon - dzień 4

kolejny dzień (prawie)zaczytania...

wczoraj udało mi się doczytać "Dziwny przypadek z psem nocną porą" Marka Haddona. jest to jedna z książek na liście 100 książek BBC. krótka historia, ale mająca w sobie dużą dawkę emocji. określana jako powieść kryminalna, chociaż dla mnie jest to bardziej opowieść o postrzeganiu świata.

główny narrator powieści - Christopher choruje na zespół Aspergera i to z jego punktem widzenia oraz sposobem myślenia zostajemy zapoznani. historia z psem to tylko początek całego ciągu wyzwań, jakie stoją przed chłopcem.

we wtorek zaczęłam czytać. o ile czytało się dobrze, to nie wciągnęła mnie tak bardzo, by np poświęcić nockę. przerwałam. dopiero wczoraj po przeczytaniu "Opowieści wigilijnej" wróciłam ponownie do lektury... i odkryłam, że akcja zaczynam toczyć się w zupełnie innym kierunku. że powieść ma znacznie większy potencjał, niż myślałam... i nie jest tak szablonowa, jak zakładałam. czytałam kolejne krótkie rozdziały w przerwach między m.in. wstawieniem a pilnowaniem obiadu, karmieniem psów itp. aż nie skończyłam. przyznam szczerze, że moment na przerwanie między dniami był idealny ;) jeden rozdział później... i nocka byłaby z głowy ;)

powieść jest krótka -  u mnie było to ok 100 stron. nie polecam jej jednak każdemu. za to polecam z całego serca tym, którzy szukają w książkach czegoś więcej niż tylko prostej historii.

*********************************************************************************

dzisiejsze wyzwanie brzmiało z kolei "książka, która zdobyła nagrodę literacką". mój wybór padł na "Sposób na Elfa" Marcina Pałasza, który zdobył w 2013 roku Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. jak wskazuje nazwa nagrody jest to raczej powieść dla młodszych niż dla starszych. świadomie jednak po nią sięgnęłam, gdyż co roku na Święta staram się sprezentować książkę najbliższym mi dzieciakom (i obecnie już nastolatce). w zeszłym roku książkę dla bratanka zamówiłam na podstawie opisów w sieci, jednak jak przyszła, to nie za bardzo byłam zadowolona. (brat ostatecznie chyba też nie ;) ). z tego też względu w tym roku chciałam najpierw sama sprawdzić, czy nie znajdę czegoś odpowiedniego.

"Sposób na Elfa" nie jest jednak powieścią, która będzie się nadawała na prezent dla bratanka. teraz mogę to stwierdzić z czystym sumieniem ;) ale praktycznie tylko z jednego względu - bratanek jest jednak za młody ;D myślę, że to całkiem fajna historia, jeśli ktoś szuka czegoś dla młodego nastolatka (czyli ok 12-14 lat).

co nieco o fabule - Elf jest psem. trafia do domu ojca i syna i razem z nimi przeżywa różne perypetie. pewne historie opisane są z punktu widzenia zarówno ojca, jak i psa, przez co czytelnik może zapoznać się z tym, że nie zawsze świat widzimy tak samo. dla mnie (biorąc pod uwagę, że sama mam psy i staram się co nieco wiedzieć zarówno o nich, jak i ich sposobie rozumowania) te Elfie części nie zawsze podpasowały, ale mogę mieć jednak za duże wymagania ;) dla standardowego człowieka ilość informacji i sposób ich przedstawienia powinien jak najbardziej pasować. podoba mi się za to zwrócenie uwagi na różne problemy, które mogą dotyczyć psów (np. wyrzucanie śmieci przez okna na trawniki celem "dokarmiania kotów").

"Sposób na Elfa" jest (z tego co się zorientowałam) początkiem serii tego autora pt "Elfomania". może po BookAThonie przeczytam również kolejne. ostatnio myślałam o tym, by zacząć czytać na głos i taka lżejsza lektura powinna być w sam raz :) wszak za pewien czas może się to przydać ;)

*******************************************************************************

a teraz zaczynam myśleć o książce na jutrzejsze wyzwanie - Agnieszka - Śnieżynki w czytniku odczytały się dobrze (Zaginięcie niestety gubi polskie litery... i chyba zmobilizuje mnie przez to, by poprosić o nią pana Św. M ;)), tak więc jeszcze dziś ruszam :)

jednym słowem - czytanie wciąga :)

środa, 2 grudnia 2015

BookAThon - Dzień 3

Dziś czytania ciąg dalszy...

Krótkie sprawozdanie:
Dzień 1 - "Syn" - w trakcie
Dzień 2 - "Dziwny incydent z psem nocną porą" - w trakcie
Dzień 3 - "Opowieść wigilijna" -... skończone :) zadanie wykonane :)

Mimo całych 85 stron jestem z siebie dumna - i stąd wpis :D

Postanowiłam nie "katować" się codziennie tą samą książką, zaczynam coś nowego. Co prawda słowo katować nie jest tu absolutnie adekwatne, ponieważ bardzo chętnie wrócę i do "Syna" i do drugiego tytułu, ale tym bardziej zależało mi, by "Opowieść" dzisiaj zacząć i dzisiaj skończyć.

Możecie mi wierzyć lub nie, ale do tej pory nigdy ani książki ani filmu nie obejrzałam. Kiedyś trafiłam na film, ale ponieważ był to środek powieści (a nie lubię zaczynać "od środka"), nie obejrzałam do końca.

Na żywo będąc po lekturze - POLECAM! Krótka historia, ale taka w sam raz. Może nie typowo na Święta, ale na czas przygotowania jak najbardziej. Może jest trochę czarno-biała, ale dla mnie stanowiła dobrze spędzony czas. Czy znamy takiego pana Scrooge'a? A może w pewnych kwestiach sami go przypominamy? A czas przedświąteczny tym bardziej sprzyja, by zadać sobie takie pytania. Ja zapisuję na listę "wrócić za rok, albo za dwa", ale wrócić... w tym właśnie czasie :)

Tymczasem idę uszykować jedzonko dla psów, dla siebie i M. i wracam do lektury. Może uda mi się jeszcze dokończyć "...psa..." :)