środa, 18 grudnia 2019

Kolejny test...

Jestem ponownie. Wygląda na to, że grudzień sprzyja pisaniu tutaj ;) Ale myśli mówią, że niekoniecznie sprzyja dobrym wynikom...

Ale od początku... Rok temu się nie udało. Gdzieś tam w komentarzach napisałam, że nie wyszło. Potem była praca, dom, praca... Miałam podchodzić w czerwcu, ale jeszcze do końca miesiąca było krucho z czasem. Potem ustaliliśmy, że lipiec odpoczniemy i w sierpniu wracamy do kliniki.

I obserwowaliśmy cykl. Zmieniłam lekarza, by nie dojeżdżać zbyt daleko, by był prawie że "za rogiem" (by w domu jednak być dłużej niż krócej). I wszystko wyglądało ładnie... Póki w momencie, gdy wszystko miało właściwie zacząć rosnąć (czyli gdzieś około 12 dnia cyklu), nie urosło coś innego.

Polip... W wakacje... moje wakacje przeznaczone pod transfer...

I znowu szukanie, gdzie, co i jak... Kolejna histeroskopia w planach. Najbliższy (prywatny) termin gdzieś w okolicach połowy października. Więc czekamy... I nagle, gdy jadę zrobić badania i na spotkanie z anestezjologiem telefon, że jednak lekarzowi nie pasuje, że najbliższy wolny termin to listopad... Kolejny miesiąc czekania? Nie, szybki telefon do kliniki, czy nie ma opcji, by zabieg zrobić u nich. Jest poniedziałek, stoję na parkingu, gdzieś w środki drogi, jakąś godzinę na telefonie - klinika, mąż, lekarz, mama (bo opieka nad MC), klinika... mam termin na środę wieczorem. Jupiiii...

Potem wszystko już idzie w błyskawicznym tempie... Zabieg, powrót, praca, praca, praca... I listopad - to ma być ten miesiąc, miesiąc kolejnego podejścia... po roku... Nie sądziłam, że tyle czasu minie, że ten rok tak szybko przeleci, że nie zdążymy wrócić do kliniki szybciej. Założenie było takie, że to będzie taki intensywny rok - ten i może jeszcze jeden, by wiedzieć, na czym stoimy, w ilu będziemy dalej tworzyć rodzinę. A tu ani kroku dalej...

Pierwsza wizyta w klinice - jakaś sobota - i opinia lekarza (na usprawiedliwienie dodam, że w sobotę był przemiał i lekarz dyżurny, czyli widział mnie pierwszy raz), że jej zdaniem to będzie to cykl bez owu... I znowu świat rozbija się na kawałki... Bo jak to? Tyle czekania i znowu nic... 

cdn...