sobota, 25 października 2014

myśl na dzisiaj

"Nie da się przyśpieszyć biegu rzeki lub wschodu słońca ani sprawić, aby drzewa rosły szybciej niż rosną. Wszystko wydarza się wtedy, gdy jest na to gotowe." Dennis Genpo Merzel

znalezione przed chwilą na TwarzoKsiążce...

to na co dziś jesteśmy gotowi? :)

piątek, 24 października 2014

wróciłam... czyli po histero

jestem już w domu :) ufff...

pobyt tak jak zapowiedziano - 3 dniowy. pierwszy dzień przyjęcie, drugi zabieg, trzeci wypis. po prostu.

nie do końca wiem, czemu kazano nam być na czczo we wtorek, bo badań nie robiono (zostały zlecone w ramach poradni przygotowującej do przyjęcia). dostaliśmy zupkę, tabletki na odgazowanie i pozwolenie na picie do 22. dałoby się przeżyć ;) (dało się w sumie, choć oglądanie reklam, gdzie co druga dotyczyła jedzenia oraz telewizji, gdzie super-modne są programy typu Top Chef czy Ugotowani, nie ułatwiało sprawy ;))

w środę byłam ostatnia w kolejce do zabiegu. przede mną 2 albo 3 laparoskopie oraz histeroskopia. chodziłam po oddziale w tą i w tamtą. w końcu przyszedł mój czas. pamiętam drogę do sali operacyjnej, pamiętam anestezjologa... w sumie pamiętam również, jak kazano mi po wszystkim przenieść się na własne łóżko. i to by było na tyle ze środy. więcej nie pamiętam...

czwartek - oczekiwanie na obchód, oczekiwanie na kartę, na wypis, na męża. i siup... do domku :)

i tak oto jestem u siebie :)

wynik badania histopatologicznego za 2 tygodnie. sama histeroskopia ok. znaleziono jednego małego polipa i go usunięto. poza tym zmian innych nie było.

chcę wierzyć, że to ten mały Pan P. utrudniał Kropkowi życie... chcę wierzyć, że teraz będzie już lepiej. jak będzie, to się okaże.

chociaż przyznam, że takie pobyty nie nastrajają optymistycznie. obok mnie leżały babki, gdzie Pan R. się panoszył. po trochu, po cichu. były dziewczyny, które czekały na wyrok lub nie-wyrok.

tylko ta niepewność jutra... to łączyło nas wszystkie...

poniedziałek, 20 października 2014

znikam... na dni kilka

jeszcze dzisiaj siadam na chwilkę... a od jutra prawdopodobnie czasu mi zabraknie. we wtorek ruszam o 6 rano w kierunku szpitala na histero. wizyta czwartkowa się "udała", czyt. udało się wszystko załatwić. podobno mam się przygotować na 3 dni pobytu. liczę, że uda się szybciej wyjść, ale gdyby jednak się nie udało, to ze względu na różne okoliczności do komputera ponownie wracam w przyszłą sobotę/niedzielę.

gdybym więc nie odpowiadała, proszę wybaczcie :)

czwartek, 16 października 2014

wróciłam... a świat pędzi i na mnie nie czeka

po weekendzie w Berlinie... każdego dnia coś, jednego to, drugiego coś innego. czasem to i dobrze, bo za dużo nie myślę ;) czasem źle, bo mam straszne zaległości (prywatne, zawodowe i blogowe). może do końca tygodnia się ogarnę...

było - o tym jak było, jak już się ogarnę :)

na chwilę obecną dodam tylko, że @ jednak nie przyszła jak myślałam. jak to gin określił - plamienie, a mam czekać na normalny @. i nadal brać leki. tak też zrobiłam. @ przyszła w niedzielę, więc nie jest najgorzej. biorąc pod uwagę, że histero planowana jest na 21.10, będzie ona w 10 dniu cyklu, więc zgodnie z wytycznymi. uffff...

jutro jadę załatwiać ostateczne ostateczności w szpitalu. mam nadzieję, że obejdzie się bez przygód. biorąc pod uwagę ostatni czas, przygód miałam pod dostatkiem, więc teraz czas się ustatkować :)

trzymajcie kciuki, by służba zdrowia z NFZ-tem nie podniosła mi jutro za bardzo ciśnienia :)

piątek, 10 października 2014

o kilka dni za szybko...

przyszła @ :( mogła jeszcze z dzień - dwa poczekać... dodam, że zgodnie z zaleceniami gina biorę duphaston, by ją trochę "uporządkować" i by wreszcie histero była możliwa. a tu taki zonk :( zobaczymy, co teraz lekarze powiedzą... kolejny m-c czekania?

jak to jest, że ona zawsze przychodzi nie tak, jak byśmy tego chciały?

no to sobie ponarzekałam ;) za to jutro robimy sobie wycieczkę :) Festival Światła w Berlinie :) mniam, już nie mogę się doczekać :)

dla tych, co jeszcze nie mają planów na ten lub przyszły weekend promo-filmik z zeszłego roku

 :)

niedziela, 5 października 2014

co by było gdyby...?

przeglądam oferty promocyjnych lotów. oooo, jest coś :) patrzę na termin - tu powinnam mieć histero, patrzę na kolejny - tu może uda się zrobić crio, kolejny - nie, ten też nie pasuje... bo praca moja, albo mojego M.

albo inna sytuacja - we wrześniu trafiłam w sklepie na fajną sukienkę. ok, była różowa, ale pasowała na mnie naprawdę dobrze :) i pewnie bym się na nią zdecydowała, gdyby nie dwa fakty - cena oraz to że był to wrzesień, a sukienka z pewnością należała do letnich. więc odpuściłam. byłam w tym samym sklepie gdzieś tydzień temu. sukienka nadal wisiała. ale okazało się, że była w promocji 50%. hmm :) za taką cenę, to może nawet ten rok u mnie w szafie przeczekać :) ale czy na pewno? a co jeśli się nam uda i za rok będę mogła o niej zapomnieć?

wiele u mnie myśli tego typu ostatnio. przez ostatnie dwa lata byłam nastawiona na staranie, leczenie, wyjazdy głównie w tym temacie. dwa lata temu zrezygnowałam z dalszego kursu tańca, rok temu odpuściłam agility. wszystko na zasadzie "bo przecież może się udać, a zbyt intensywny ruch czy styl życia nie koniecznie pozwoli się utrzymać".

a teraz? przyznam, że ostatnio raczej nastawiam się na korzystanie, póki się da :) czyli wybrałam się na zumbę - jak nie będę mogła, to odpuszczę w trakcie, a co moje, to moje. o ile terminy szkoleń pozwolą postaram się wrócić na agility. sunii minęły 4 latka, więc za rok czy dwa to już nie będzie czas by zaczynać od nowa, a ona tak bardzo to lubiła. i ja też. weekendowe szkolenia, zawody treningowe. jeden rok w plecy, a trzeba zacząć od nowa. ale jeszcze teraz można.

a dziecko? a plany? są, jakie były :) jak się uda, to będziemy myśleć dalej. póki co trzeba żyć.

jak jest u Was? zdaża Wam się myśleć - "tak, ale nie teraz", albo "co jeśli nie będzie można?"

ps z wyjazdem zobaczę jak wyjdzie, ale po sukienkę chyba jednak wybiorę się do sklepu :)