poniedziałek, 27 lipca 2015

przed weekendem, weekend, i już po...

Jak Wam minął weekend?

U nas zaczął się w piątek wyczekiwanym wyjazdem do kliniki. Czekało na nas kolejne usg... a co za tym idzie kolejne zdjęcie Małego Człowieczka :) Dla zainteresowanych - ma już ponad 3 cm oraz idzie (tzn lekarze to widzą) zobaczyć, że ma główkę oraz rączki i nóżki. Takie małe, a już widać, że to Mały Człowiek :) Wizyta więc odbyła się spokojnie, omówiliśmy dalszy plan działania (m.in. stopniowe zejście z leków) i wróciliśmy do domu.

Sobota minęła nam praktycznie na odpoczynku po piątkowym wyjeździe. Nie oszukujmy się - prawie 700 km jednego dnia może zmęczyć.

Niedziela minęła podobnie, bo spokojnie. Książka, spacer z psami, spotkanie z siostrą M. Spokojnie, ale i szybko.

Dopiero dzisiaj mam wrażenie, że czas zwolnił... ale to tylko wrażenie ;) Od jutra mimo pobytu w domu muszę sobie starannie rozplanować, co i jak. Bo planów wiele, a z realizacją krucho. A spoko Mały się rozwija, to może i dla mnie nadszedł już czas, by jednak ruszyć się z kanapy i zrobić coś dla domu/siebie/przyszłości :)

Czy dłuższy pobyt w domu Was też rozleniwiał?

p.s. dot. poprzedniego postu - jak zapewne wiecie - ustawa o leczeniu niepłodności została podpisana. ja się cieszę, chociaż pytanie - jak długo? kolejne wybory pokażą, czy "strachy" powrócą...

wtorek, 21 lipca 2015

z prawnego punktu widzenia...

przez kilka ostatnich dni na większości in vitrowych blogów pojawiła się informacja o petycji do prezydenta. petycja powstała dzięki Stowarzyszeniu Nasz Bocian i ma na celu wezwanie Prezydenta do podpisania ustawy o leczeniu niepłodności, potocznie nazywanej ustawą o in vitro. link do petycji znajdziecie tutaj <klik>

jeśli temat in vitro jest Wam bliski, jeśli jesteście za tym, by ludzie niepłodni mogli korzystać z tego, co medycyna oferuje w tym zakresie, proszę, podpiszcie ją.

z prawnego punktu widzenia in vitro, mimo iż istnieje w Polsce od ponad 20 lat, nadal jest nieuregulowane. jesteśmy bodajże ostatnim krajem Unii, która nie może uporać się z tą kwestią. ustawa nie oznacza dofinansowania zabiegów. procedura refundacji jest określona w rozporządzeniu, która kończy swą moc w 06/2016. całkiem niedługo. co będzie dalej z rozporządzeniem - pewnie dowiemy się po wyborach. niestety jest to taka forma aktu prawnego, którą z jednej strony dało się uchwalić w czasie, gdy nie dało się przeforsować ustawy, ale z drugiej nowy rząd może ją zlikwidować praktycznie z dnia na dzień.

ustawa jest "wyższej" wagi aktem prawnym. i o ile nie chodzi w niej o refundację, to chodzi o wyznaczenie ogólnych norm prawnych. to, na co będzie można klinikom, to, do czego będą zobligowane. do tej pory nie było prawnych możliwości dobiegania się w razie, gdy klinika popełniła błąd. in vitro nie było uregulowane, więc obowiązywały tzw normy zwyczajowe, a przede wszystkim normy wprowadzone przez kliniki, które dbały o swoją "reputację".

a praktycznie - co np. zmieni wejście w życie ustawy? np. ilość zapładnianych zarodków. do tej pory jeśli para podchodziła do in vitro komercyjnie, praktycznie zawsze miała zapładnianych większość (jak nie wszystkie) zarodki. dlaczego? bo zapłodnione zarodki łatwiej przeżywają mrożenie, niż oocyty (czyli pobrane komórki jajowe). ok. 30% ciąż z zamrożonych zarodków do ok 10% powstałych w wyniku użycia oocytów (podaję liczby z pamięci, ale to mniej więcej taki stosunek). liczby więc mówią same za siebie.
wg tego, co przewiduje ustawa będzie można zapłodnić maksymalnie 6 komórek jajowych (bez ograniczeń, jeśli kobieta ma powyżej 35 lat). czy takie ograniczenie będzie dobre, czy złe? ciężko mi się określić, ale na pewno dzięki takiemu rozwiązaniu będzie mniej mrożonych zarodków. a to oznacza, że jeśli np. para przy 1 lub 2 transferze zajdzie w ciąże, to praktycznie będzie pewnie miała 1 mrozaczka (zamiast np. 6). będzie jej łatwiej po niego wrócić, a nawet jeśli nie zdecyduje się wrócić, to przekazanych do adopcji będzie mniej zarodków (a więc mniejsze ryzyko, że np. biologiczne rodzeństwo się kiedyś spotka).
oczywiście wybiegam daleko... ale przy in vitro nic nie jest do końca czarne (jak niektórzy chcieli by widzieć), ani do końca białe. zawsze trzeba szukać tej drogi środka.

myślę, że ta ustawa to już jakaś wersja kompromisu. a jednocześnie jest to w końcu uregulowanie sytuacji, z której korzysta mimo wszystko sporo Polaków (i nie tylko Polaków) w Polsce.

oby się udało :)

niedziela, 12 lipca 2015

dreaming...

wierzycie w sny? w to, że się sprawdzają? w to, że pokazują nas, naszą przyszłość itp?

odkąd jestem w domu, więcej śpię. a jak śpię więcej, to i bardziej wyspana jestem (co prawda zdarza mi się usnąć po południu na kanapie na dwie godziny, ale potem bez problemu zasypiam wieczorem).

a jak jestem wyspana... to śnią mi się różne dziwne sny...

sny bardzo rzeczywiste, z ludźmi, których znam lub znałam. i byłoby wszystko w porządku, gdyby nie to, że najczęściej to są straszne sny... np moja szkoła - klasówka (jeśli nie matura, albo coś równie ważnego) - ja z pustką w głowie... budzę się i dziwię, co ja robiłam w szkole, chociaż do śmiechu mi nie było (zawsze bardzo przeżyłam wszelkie niepowodzenia w szkole).

no i ten dzisiejszy - gdy wszystko było normalnie... i nagle krew... krew na podpasce... i ta świadomość, że to po wszystkim...

obudziłam się o 5, potwierdziłam w łazience, co jest grane (nie, póki co, nie... ale miewałam takie sny przed okresem... i w ciągu dnia się zaczynał)... położyłam się ponownie, ale przez cały dzień jestem niespokojna...

boję się... boję się, że się obudzę... że to jednak nie tak, jak bym chciała...

niby nie mam powodu do zmartwień, chociaż pewnie było by lepiej, gdyby:
a) lutinus opróżniał się w śnieżnobiałym kolorze
b) podbrzusze nie odzywało się okresowo
c) pojawiły się "klasyczne" objawy... może jakieś mdłości, senność itp...

póki co, nie zawsze wiem, co myśleć... i tym bardziej czarne myśli wiją sobie we mnie gniazda... 

czwartek, 9 lipca 2015

windy days...

... pogoda za oknem zmienna... czasem słońce, czasem deszcz... a ja...? u mnie póki co bez zmian. ale? hmm... no dobra, nie napisałam, że póki co plamienie minęło. od zeszłego poniedziałku mam zwiększoną dawkę progesteronu oraz ponownie 2mg estrofemu i plamienia już później nie widziałam.

za to w piątek ponownie widziałam Małego :) tym razem u gina "domowego". urósł, serduszko biło. kolejne usg w klinice, gdzieś za dwa tygodnie. oby było wszystko ok :)

zaczynam wierzyć, że może się udać... po czym dopadają mnie myśli, że jak serduszko przestanie bić, to ja chyba tak i tak od razu się nie zorientuję, prawda?

i tak mija dzień za dniem. leżę w domu przez większość czasu, próbując nadzorować zdalnie pracę. jakoś z jednej strony chciałabym od pracy się wyłączyć, a z drugiej wiem, że nie teraz (bo zostawiłam niestety sporo do zrobienia na termin) i że ogólnie chyba też będę tęsknić ;) póki co cieszę się ze "zdalnego pulpitu" ;)

zobaczymy jak to będzie :)