poniedziałek, 29 czerwca 2015

gone with the wind...

przewrotnie dzisiaj... bo chodzi o ten chmury ;)

byłam na usg. pęcherzyk widoczny. zarodek jest. dr widział tam nawet "puk, puk"

co do postępowania medycznego muszę skonsultować jeszcze z Panią Dr z kliniki (bo byłam na usg u lekarza "gościnnie"), ale pewnie leki i leżenie póki co mnie nie ominą.

a zresztą - mogę leżeć - byle to Maleństwo się rozwijało :)


piątek, 26 czerwca 2015

dark clouds... in my mind

tego posta miało nie być... wolałabym, by go nie było... ale sam się prosi... życie jest jednak popiep...

do wczoraj było ok... no może trochę przyzwyczaiłam się do tego, że podbrzusze czasami daje o sobie znać... ale na nospę nie było aż tak źle...

wczoraj wieczorem zasiedziałam się... przyznam się bez bicia, że po dość długiej przerwie znalazłam sobie koreańską dramę do obejrzenia i mnie wciągnęło... leżałam wieczór na kanapie i oglądałam (z przerwami na jakiś posiłek i rozmowę z M.)... skończyłam (tzn przerwałam), gdy było już dzisiaj...

położyłam się, zasnęłam, obudziłam się rano... gdzieś tam w nocy się przebudziłam, ale spało mi się całkiem dobrze. za to od rana jest mi strasznie zimno... na dworze niby nie tak źle, ale mimo to długi rękaw był moim sprzymierzeńcem. w pracy nie byłam tak efektywna jak wczoraj (ale wczoraj byłam całkiem całkiem efektywna, więc średnio ok). po pracy szybki wypad na miasto, na pocztę, po zakupy. chwila w domu i wyskoczyłam ponownie (bo skleroza nie boli ;) ) do sklepu.

po powrocie by zaspokoić pierwszy głód pochłonęłam pasztecika z grzybami (nie ma to jak zdrowa kuchnia), nakarmiłam psy, wzięłam tabletki i położyłam się na kanapie.

ok 18.30 pomyślałam o spacerze z psami (bo M. jak wróci, nie będzie mieć czasu) i zaczęłam się szykować do wyjścia... krótka wizyta w toalecie... i zonk... :( przez chwilę się zastanawiałam nad spacerem, ale pół godziny spokoju w lesie nie powinno przecież mi zaszkodzić... niestety już w trakcie czułam, że to co zobaczyłam w toalecie, to nie była chwilowa jednorazowa akcja :(

po powrocie nospa, rutinoscorbin i kanapa... jak M. uszykował "obiad" to na chwilę wstałam, ale wróciłam całkiem szybko...

i tak leżę...

ciemne chmury w moich myślach...

niestety znam te objawy z sierpnia... czy tym razem będzie inne zakończenie? czy mam na to jeszcze szansę?

niedziela, 21 czerwca 2015

blue sky

a jednak jest taka chwila dzisiaj za oknem :) czyste niebo... no prawie :)

jest jednak zimno. przynajmniej mi jest zimno... mogłabym zakładać grube swetry... a na psie spacery zakładam puchówkę i szal (no dobra, nie jest wełniany). trochę dziwnie się człowiek czuje, jak z przeciwka widzi ludzi odzianych w krótki rękawek...
nie wiem, czy to dobrze, czy źle...

przesypiam wolną część dnia. M. twierdzi, że odsypiam. może i tak.

taaaak, ta historia z poprzedniego posta jest mi całkiem bliska ;) ale to nie tak, że nie chciałam nic mówić. że starałam się coś ukryć... po prostu jest we mnie dużo strachu. co prawda do transferu podchodziłam całkiem spokojnie. po prostu taki czas w pracy, że nie liczyłam na zbyt wiele. poza tym nabrałam dystansu do procedury, do tematu dzieci. i jest mi z tym całkiem dobrze. oczywiście gdzieś tam w środku siedzą jeszcze negatywne/smutne pytania "dlaczego ja?", ale nie wiążę ich już z innymi osobami (na zasadzie - dlaczego ona może, a ja nie...). odcięłam się też przez ostatni czas od blogowego życia. staram się czytać, co u Was, ale mniej komentuję... i pewnie też z tego powodu nie pisałam nigdzie, że planujemy kolejne crio. o becie w realu wiedzą też tylko najbliżsi. reszta dowie się w swoim czasie, jak będzie o czym mówić.

mam nadzieję, że nie macie mi za złe tej ciszy...

cieszę się, że coś zaczęło się dziać... ale boję się nakręcać...

bo ulecieć w przestworza marzeń jest łatwo... ale boleśnie się potem uderza ponownie o ziemię...

środa, 17 czerwca 2015

Sunshine

opowiem Wam pewną historię...

pewna dziewczyna jedzie pociągiem. albo inaczej. planuje jechać, bo znając nasze pkp może być różnie. są opóźnienia. takie mniejsze i takie większe. tymi mniejszymi się nie przejmuje, bo ma czas. bo zaplanowała tak podróż, by mieć czas i na kawę i na obiad po drodze. pkp weryfikuje te plany... i pociąg ma przyjechać z prawie 2h opóźnieniem. na szczęście mili przyszli współtowarzysze podróży mówią jej o możliwości przebookowania biletu na następny pociąg, który... ma tylko 20 minut opóźnienia. plus jest jednak taki, że jedzie szybciej. dziewczyna więc zamienia bilet, odczekuje kolejne 30 minut (bo 20 okazało się jednak za mało) i rusza w drogę.

w drodze wyciąga książkę. czyta. wciąga ją historia pewnej blogerki, więc nie zwraca uwagi na upływający czas. 3h mijają całkiem szybko. ale im bliżej celu tym bardziej zdaje sobie sprawę, że ani na kawę ani na obiad czasu nie będzie. wysiadając z pociągu rusza więc na przystanek. odczekuje na autobus 504 i wsiada. słońce świeci przez szyby, na dworze wygląda całkiem przyjemnie... jedynie jakiś współpasażer kaszle non-stop. na szczęście nie siedzi zbyt blisko.

na miejsce przeznaczenia na szczęście dociera o czasie. siada przez gabinetem i czeka. przy okazji przysłuchuje się i włącza do rozmowy dwóch innych dziewczyn czekających w tym samym miejscu. opowiadają, jak czasami życie potrafi dać w d..., jak nic nie można przewidzieć, jacy są ludzie obok. życie. niestety takie jest właśnie życie. czekanie zajmuje jej około 30 minut. nie jest źle, choć czas się kurczy. za godzinę kolejne spotkanie.

wychodzi więc szybko na obiad i wraca. siada. wyjmuje ponownie książkę i zatapia sie w lekturze. jeszcze 20 minut. ma czas.

"Obawa, że coś się nie uda jest ogromna. Wciąż nie odważam się na skakanie ze szczęścia. Boję się, że sen się skończy, a ja obudzę się znów w in vitro karuzeli. Droga jest bardzo trudna. Tak jak wspinaczka - wyczerpująca, pozbawiająca nas wszelkiej energii. Czasami traci się wiarę w jej sens, wiarę w to, że kiedyś osiągnie się szczyt. Kamienie ranią stopy." (Dziecko ze szkła. In vitro - moja droga do szczęścia. Dagmara Weinkiper-Haelsing)

i wtedy wychodzi lekarka i prosi do gabinetu. "Czy zna Pani wynik? Gratuluję!"

słońce zaświeciło ponownie.

beta w 15dpt wynosi ponad 2tys. radość pomieszana ze strachem. 

"Kamienie są po to, żeby nogi nam raniły" (Wiara. Czesław Miłosz)

niedziela, 7 czerwca 2015

co się zmienia w zakresie równowagi

dzisiaj mijają dokładnie dwa lata odkąd powstał blog. dwa lata - tak dużo i tak niewiele. tak wiele miało się wydarzyć... a jak wyszło?

dzisiaj trochę statystyki i przemyśleń.

dwa lata to tym przypadku 100 postów. średnio daje więc to około jednego posta na tydzień. praktyka jednak pokazuje inaczej ;) to tak jak w dowcipie o średniej "człowiek wkłada jedną nogę do wrzątku, a drugą do lodowatej wody. po czasie obie nogi nadają się do amputacji, ale średnio miał komfort." ot taki rodzinny czarny humor ;)

dwa lata to również ponad 10.000 wejść na stronę. przynajmniej tyle pokazał mi blogger całkiem niedawno. to dla mnie wielka motywacja, by jednak pisać. bo wiem, że jesteście. że czytacie. i że prawie każdy post jest czytany :)

z przemyśleń? jak zakładałam bloga miało być o poszukiwaniu równowagi. miało być o książkach, filmach... o szyciu i życiu codziennym. i tak to życie weszło chyba najbardziej - bo czy czymś innym są wszelkie posty o niepłodności? a niepłodność wkradła się przypadkiem niecały rok temu. przy okazji drugiego transferu. początkowo zagadkowo, a obecnie już bez ukrywania staram się pisać o ivf. blog w jakimś sensie nauczył mnie, by o tym mówić. chociaż tak wirtualnie. bo to nie zawsze jest proste.

nie wiem, jaki będzie przyszły kształt tego bloga. jak zmieni się przez kolejny rok. co tym razem będzie tematem przewodnim.

chciałabym by mimo wszystko był bardziej różnorodny :) może bardziej kolorowy? mam nadzieję, że będzie na nim mniej mojego marudzenia, a więcej słońca i nadziei. takiej radości z każdego nowego dnia :)

dziękuję Wam bardzo, bardzo serdecznie, że jesteście :) że czytacie :) komentujecie i piszecie o sobie :) chciałabym Was nie zawieść i również w Wasze życie wprowadzić trochę słońca :)

a na zakończenie - jakiś czas temu Magda z bloga Para do życia (tak wiem, to było dawno dawno temu) zaprosiła mnie do udziału w tzw Liebster blog awards. Dziękuję Magda za to piękne wyróżnienie. Pytania cały czas na mnie czekają, więc może dziś będzie dobry dzień, by na nie odpowiedzieć :)
  • Co lubisz robić w wolnym czasie?
Oj dużo :) Np lubię szyć (o czym czasami piszę na blogu). Uwielbiam również moje psy i spędzać z nimi czas na spacerach i wędrówkach. Poza tym w ostatnim czasie wróciłam do czytania, co mnie bardzo cieszy :)
  • Gdybyś nie była ograniczona finansami, jakie miejsce do życia byś wybrała?
Las... jakiś mały domek w lesie nad jeziorem. Z dala od codzienności, zgiełku, ludzi... i hodowałabym moje ukochane springery :D W takim miejscu, gdzie ze spokojem mogłabym poświęcić czas tym, których kocham, a nie myśleć o tym, co muszę jutro zrobić w pracy. Cały czas marzę, że może kiedyś znajdę dla siebie taką formę działalności, która na takie życie mi pozwoli.
  • Twój ulubiony film?
Od dziecka praktycznie ten sam - Przeminęło z wiatrem :)
  • I ulubiona książka?
Patrz wyżej ;) Chociaż jest również wiele innych książek, do których równie chętnie wracam. "Przeminęło z wiatrem" to dla mnie rodzaj sentymentu. Młodzieńczych chwil, myśli i marzeń. 
  • Co Ci daje pisanie bloga?
Blog pozwala mi "wypowiedzieć" codzienność. By nie kłebić wszystkim uczuć w sobie i nie obciążać nimi przesadnie M. :) A jednocześnie pozwala mi uszeregować to, co się dzieje. Zachować wspomnienia, by może za pewien czas powiedzieć "przecież nie było tak źle". No i co najważniejsze - pomaga mi poznać wielu ludzi :) wirtualnie, bo czasem tak łatwiej :)
  • Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez mojego M. i bez psów ;) Bez rodziny - rodziców, teściów, rodzeństwa. Możemy być gdziekolwiek na świecie, ale zawsze pozostaje ta świadomość, że jest ktoś obok!
  • Co w macierzyństwie wydaje Ci się największym wyzwaniem?
Wychowanie Małego Człowieka na Człowieka ;) By nie narzucając siebie sprawić, by potrafił żyć, by potrafił korzystać z życia, ale by żył w zgodzie z naturą i drugim człowiekiem.
  • Jaką mamą chciałabyś być/do jakiego ideału już dążysz? 
Chciałabym być taka, jaka jest moja Mama :) Może z wyeliminowaniem kilku spraw, które po czasie niestety okazały się być niekonicznie dobre. Ale uważam, że jeśli zbliżę się choć trochę do tego, jaka jest moja Mama, to będę szczęśliwa. A jaka Ona jest? To chyba dłuższy temat ;)
  • Twój idol z młodości? (żeby Was zachęcić napiszę, że uwielbiałam Svena Hannavalda :))
Hmm... wiesz, że to trudne pytanie? Nie wiem... Przez wiele lat można powiedzieć, że taką "idolką" była Scarlett O'Hara (ze wspomnianego powyżej "Przeminęło z wiatrem"). Piękna, ale i zaradna. Zawsze szła do przodu, niezależnie od tego, co się działo. No i nieśmiertelne "Jutro jest nowy dzień" :)
  • Dlaczego Twój mąż/partner jest Twoim mężem/partnerem?
Hmm... Bo tak wyszło? ;) M. był pierwszą taką moją miłością. Był pierwszą osobą, z którą potrafiłam sobie wyobrazić, że stworzymy dom. Dom, taki, o jakim marzyłam. I był/jest osobą, z którą potrafię przegadać cały wieczór. I zawsze się śmieję, że to najważniejsza umiejętność, bo czy na starość będzie się liczyć coś więcej? Gdy już zostaniemy sami, w fotelach, przed TV ;)

Dobra - teraz pytania dla Was:
1) Czy chciałabyś cofnąć czas i dlaczego?
2) Gdybyś nie pisała o tym, o czym piszesz, to co byłoby głównym tematem Twojego bloga?
3) Dlaczego chcesz mieć dziecko?
4) Co jest dla Ciebie najważniejszego w jego wychowaniu?
5) Z kojarzy się Tobie słowo "DOM"?
6) Czego się boisz?
7) Czego nigdy nie potrafiłaś zrobić?
8) Jaką książkę/film poleciłabyś każdego i dlaczego?
9) Co jest dla Ciebie szczęściem?
10) Z czego jesteś najbardziej dumna?

A kogo nominuję? Hmm.. może tych, którzy "odważą się" skomentować ten post? ;) Takie zadanie dla chętnych, jakie kiedyś w szkołach bywały. Zapraszam :) Mam nadzieję, że będzie to dla Was dobrą zabawą :)

wtorek, 2 czerwca 2015

niespodziewany prezent

czy zdaża się Wam, że macie zły dzień? ot taki, niewiadomo stąd, ale ewidentnie "nie-taki-jak-być-powinien"? gdy wszystko wydaje się iść jak powinno, a mimo to coś w duszy nie gra? gdy jedno słowo wytrąca Was z równowagi... a własne myśli... no te to już by mogły tym bardziej nie dobijać, bo są przecież "własne"...

otóż taki dzień... mam od wczoraj... niby wszystko ok, ale coś nie gra...

i w taki oto dzień dzwoni do mnie moja ciotka i pyta, czy jestem w domu. przyjeżdża i wręcza mi teczkę. "bo u nas remont i mnie to już potrzebne nie będzie... a Tobie może się spodoba".

ciotka wie, że szyję. i ta oto teczka zawiera gromadzone przez nią wycinki z gazet oraz wykroje. wskazówki, jak je tworzyć. komentarze. taka mała cząstka mody lat 80-tych zawarta w jednej teczce :)

i dzień od razu staje się piękniejszy :)