środa, 25 marca 2015

czas...

podczas narkozy czas biegnie zupełnie inaczej... szybko... zasypiasz... śnisz (albo i nie) i się budzisz...
przez ostatni rok miałam trzy narkozy (tak, tak - już jestem po dzisiejszej) - dwie punkcje i histeroskopia. wszystkie trzy w tzw krótkim znieczuleniu dożylnym... więc w sumie nic takiego.

najmilej wspominam tą pierwszą :) nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać... a było całkiem miło. i miłe sny miałam. i nawet lekarza udało mi się zobaczyć ;) przygotowanie do drugiej nie wspominam już tak dobrze, bo szpital, dzień przed "zakwaterowanie", głodówka i oczekiwanie... więc jak teraz usłyszałam, że w sumie to do 6h przed mogę zjeść/wypić itp. to odetchnęłam z ulgą... i samym zabiegiem jakoś tak się nie stresowałam.

bardziej stresowałam się tym, że mam odpoczywać, bo pęcherzyki mogą pęknąć... że jak? takie wystarane i chcą sobie od tak popsuć mi plany? do tego M. przyjechał wczoraj bardzo późno... a ja musiałam czekać... 0.00, 1.00... ooo... jest :) i cóż... musiałam trochę odreagować to czekanie ;) nie ma chłop lekko ze mną, a już tym bardziej jak stres dochodzi do głosu...

na szczęście dzisiaj rano dotarliśmy do kliniki na czas, powypełnialiśmy do trzeba i czekaliśmy :)

M. czekał dłużej... bo mi czas dosyć szybko upłynął :)

by nie było jednak za miło, musiało coś nie coś wyprowadzić nas z równowagi ;) nasienie np... od początku wiedzieliśmy (i my i pani dr), że korzystamy z mrożonego... a tu zonk ;) siedzimy w kawiarni i telefon. M. chce odrzucić, bo warszawskie numery to z reguły reklamy dzwonią, ale go powstrzymałam. w słuchawce po krótkim wyjaśnieniu usłyszał pytanie "- czemu Pan nie oddał nasienia? - ja? przecież miało być z mrożonego... " spojrzeliśmy do sobie nie wiedząc co jest grane... z pracowni andrologicznej dowiedzieliśmy się, że to nie ma znaczenia... ale jakiś niesmak pozostał...

potem czekanie na wypis... czekanie na zdjęcie wenflonu... i czas ruszać do siebie :)

stojąc przed szatnią M. mówi, że chyba nie ma numerka... mówią, że nieszczęścia chodzą parami ;) oby tylko takie nas spotykały... i by ta para właśnie nie skończyła...

czekamy na jutrzejszy telefon...

11 komentarzy:

  1. No to trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po Waszej myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki, żeby wszystko zakończyło się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. I co, ile w końcu pobrali? Ile się zapłodniło? Kiedy transfer?

    Jakbyś miała jakiś czas do spędzenia w Warszawie, a nawet nocleg, to pisz - gabim@op.pl.

    Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, jestem całym sercem i myślami z Wami.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki :) Na razie nie jest źle ;) Było 10 pobranych, 8 dojrzałych, 7 się zapłodniło... Ostatecznie pewnie będzie mniej, ale jest szansa, że jakiś Zarodeczek przetrwa :) Transfer w poniedziałek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc jutro zaciskam kciuki od rana. Będzie dobrze. Buziaki;*

      Usuń
    2. Aga, nie musisz od rana :) Transfer ok 16.30 :)

      Usuń
  6. Trzymam kciuki za poniedziałek. Będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak? Ile zarodków dotrwało do transferu? Jak poszło?
      Będziesz miała święta w oczekiwaniu na dobrą nowinę. :)

      Usuń
    2. Wężon - oj tak :) zwłaszcza, że po świętach jeszcze tydzień do bety... :)
      co do reszty pytań - już jest wpis o małej Burżujce ;)

      Usuń