niedziela, 27 lipca 2014

leniwie z ograniczeniami i spódnicą w tle

mijają kolejne dni... kolejne dni spędzone w większości czasu na kanapie. odkąd lekarz napisał na L4 "leżeć", wszyscy naokoło przypominają mi o tym codziennie. co oczywiście nie przeszkodziło mi, by np podlewać ogródek, wyjść na półgodzinne zakupy, zapisać się ponownie do biblioteki... ale nie zmienia to jednak faktu, że większość dnia spędzam na kanapie.

moje plany szyciowe na razie więc legły w gruzach. obiecane (że się zrobią przez ten czas torby) będą musiały poczekać. ale... udało mi się przedwczoraj i wczoraj usiąść na jakieć 0,5h do maszyny :) co można zrobić w tak krótkim czasie? wiedziałam, że nie mam czasu na odrysowywanie wykrojów (a ze względu na moje początki każde szycie raczej od tego się zaczyna). wiedziałam też, że jak będę za długo myśleć, to nici z tego będą... (chociaż lubię również to moje siedzenie i myślenie przy maszynie... cisza... spokój... i nic tego nie zakłóca :) minus jest taki że nie ma efektów ;) )

zaplanowałam więc prostą spódniczkę dresową. z szycia bluzki (tej co to miała być na dwie godziny, a wyszła "troszkę dłużej" i chyba pisałam o niej tu <klik>. bluzka nie trafiła jeszcze do szafy, bo nie wiedziałam, co można do niej założyć. spódnicę planowałam od dawna, ale jaka ona ma być? z dresówki został mi całkiem mały kawałek (myślę że coś koło 0,5x1m, ale mogło być ciut szerzej, bo moje wymiary by w 1m nie weszły ;) ). spódnica miała też być całkiem prosta - model 115 z Burdy 1/2013 <klik>. góra miała być wykończona ściągaczem, tym samym co przy bluzce - jakieś zmiany do pierwowzoru muszą przecież być ;). szablon składał się z jednego elementu. czyli wszystko wyglądało całkiem realnie :)

odrysowałam szablon. składam materiał. przykładam. i co...? no mieści się tak na styk :( o żadnym 1cm na szew nie ma mowy. ale dobra - zaryzykuję, bo 1) nic innego nie wymyślę z tego kawałka, 2) dresówka jest z elastanem, najwyżej się "trochę" naciągnie, 3) w ostateczności przekażę siostrze o trochę mniejszych wymiarach. wycięłam więc. składam. przyszpilkowywuję. przykładam do siebie. hmmm... i tu następuje spore zaskoczenie... bowiem spódnica jest o co najmniej kilka (jak nie kilkanaście) cm za szeroka. myślę więc jak to się mogło stać. wymiary mam niezmienne od ładnych paru lat. co prawda nie zmierzyłam wykroju... wykrój? dobrze go przerysowałam? w tym momencie dociera do mnie fakt, że model 115 jest częścią innego modelu (chyba 116), który jest wykrojem na długą spódnicę. nie sprawdzałam, ale logika mi mówi, że po prostu przerysowałam nie tą części wykroju :(

zostaję więc z za szeroką wersją mojej prostej spódnicy. ponieważ "żal" mi było materału, o który tak dbałam, by go wykorzystać ;) zszywam to co jest. przekładam na prawą stronę, przymierzam... no jest szeroka... ale może zrobić ją po prostu taką luźniejszą? po wycięciu paska (gdzie z kolei przezornie wycięłam dłuższy fragment, bo wymiary burdowe nijak mi nie pasowały) składam dół z górą i zastanawiam się, jak tą różnicę "zgubić". zostawiam sprawę na noc.

usiadłam wczoraj. zaczynam od prób zakładek. tak nie, tak też nie... może jednak ją zwężę? ostatecznie kończy się na malutkich zakładkach (jak to pod maszynę podejdzie), by jedno z drugim dało się zszyć. ufff... dałam radę. czy wspomniałam, że miałam na ukończeniu nić? i że coraz bielsza rolka nie uspakajała?

zostało mi wykończenie dołu... które zostawiłam na chwilę obecną na surowo. czyli nie robiłam nic :) jakieś pomysły? wykańczać, czy nie? wszak to dresówka...

w ten oto sposób uszyłam sobie pierwszy komplecik :) kolory nie zupełnie moje i po założeniu całości chyba trochę zbyt blado całość wygląda... ale jest :) efekt ocenicie, jak uda mi się zagarnąć Drugą Połówkę, by zrobiła zdjęcia...


a wracając do tematu - tak to oto wypoczywam :D o Kropku myślę aż za często i pewnie czeka mnie wielki dół, jak się okaże, że to nie ten czas jednak. staram się jednak być w zgodzie z samą sobą :)

gdyby się jednak okazało, że czeka mnie dłuższe przebywanie na kanapie, to chyba spróbuję jeszcze...?
no właśnie - co można robić na kanapie?
w moim repertuarze oprócz oczywiście korzystania z komputera (które niestety nadużywam) np w celu oglądania filmów, czytania blogów itp i faktycznego czytania (książek - stąd biblioteka, bo postanowiłam sobie przeczytać cały cykl Ani z Zielonego Wzgórza, a zabrakło mi pierwszego tomu), chyba nic więcej nie ma. wczoraj dotarło do mnie, że szyć mogę przecież ręcznie (ooo... serio? ;)), ale muszę się do niego przekonać, bo wolę jednak warkot maszyny. można również wziąć się za druty, szydełko, haft...
czas pokaże, co będzie konieczne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz