sobota, 15 listopada 2014

wczoraj

to był długi dzień... długi i dziwny... i chyba dobrze, że nie pisałam nim wcześniej. emocje zdążyły opaść... uspokoiłam się, więc teraz powinno pójść lepiej :)

do kliniki miałam zadzwonić w czwartek. nie udało się. tzn ja dzwoniłam, ale okazało się, że lekarka odwołała dyżur. w wyniku różnych perypetii miałam czekać aż ona zadzwoni. tak więc czekałam. jak "głupia" wracałam szybko z pracy, bo na pewno lada moment będę musiała rozłożyć wszystkie wyniki przed sobą, by z nią porozmawiać... i... nie zadzwoniła...

wieczorem poszliśmy do kina - musiałam się odstresować... film polecam... spokojne kino w wersji Miyazaki'ego zawsze jest dobre :) o filmie mam nadzieję, że jeszcze kilka słów wspomnę :)

nastał więc piątek. ponownie miałam dzwonić w trakcie dyżuru. dzwonię... 5 minut minęło... nadal dzownię... kolejne 5... tak to już tam bywa... w końcu się udało. rozmawiam z lekarką. "bakterie? a Pani w tym cyklu chce podchodzić? nie lepiej wyleczyć?" (zdębiałam w tym momencie... przed oczami pojawiła się wizja kolejnego miesiąca... i ewentualnego crio przed świętami... nie... z całą pewnością wolę tego uniknąć) "to proszę przesłać skany do nas i damy znać"... hmm... no dobrze... robię zdjęcia, wysyłam. liczę na odpowiedź... w piątek się przeliczyłam...

niby nic, a po tym telefonie nie mogłam się uspokoić. tyle to mogłam załatwić od razu w środę. wysłać wyniki i czekac na telefon. a tu mamy piątek. odpowiedź najwcześniej dostanę w poniedziałek i jeszcze okaże się, że jest za późno na crio w tym cyklu. a tak bardzo na to liczyłam, że się uda. że teraz po histeroskopii będzie już ok...

wieczorem umawiam się z lokalnym ginem. testy cały czas nie wykazują owulacji, więc może coś jest nie tak. może faktycznie to nie ma być ten cykl i niepotrzebnie naciskam? jadę więc. na bakterie dostaję antybiotyk - gin stwierdza, że szkoda czasu, co dwa dni podleczę, to moje. sprawdzamy na usg pęcherzyk. jest. ufff... rośnie wolniej, ale jest. endo całkiem ładne, chociaż nie za duże, ale ma jeszcze czas. owulacja prawdopodobnie w poniedziałek/może wtorek... uspokajam się... wracam spokojniejsza...

jak zawsze pojawiają się "ale"... cykl znowu płata mi figle manipulując długością (chociaż według gina nie ma się jeszcze czym martwić), ale ważne, że jestem jeszcze przed owulacją. jeszcze jest czas na lek, na telefon do kliniki, na złapanie chwili spokoju :)

i tego spróbuję się trzymać :)

jeden dzień, a tak pełen emocji od A do Z...

3 komentarze:

  1. Nie dziwię się, że byłaś cała w nerwach. Pani doktor nie stanęła nw wysokości zadania. Dobrze, że skonsultowałaś się z innym lekarzem. Przynajmniej się uspokoiłaś. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Takiego podejścia do pacjenta nie cierpię. Ty się denerwujesz, to wiadomo, a pani doktor olewa sprawę. Dobrze, że mogłaś skonsultować się z innym lekarzem. Mocno trzymam kciuki;*

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety... było jak było... na szczęście udało się zweryfikować stan u innego lekarza :) zobaczymy, co jutro powiedzą w klinice ;) dzięki Dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń