od rana mam dzień na marudzenie... pomarudziałam mojemu M.... poobrażaliśmy się na siebie... jak dzieci... jak często niestety bywa, zrobiłam coś z niczego, chociaż dumna z tego być nie mogę :(
mam nadzieję, że to tylko hormony spowodowane Fasolkami :) takie postaram się wytrzymywać :) i myślę, że M. też ;)
teraz jest już lepiej... emocje opadły...
wróciłam na kanapę.
i tak leżymy sobie. przy kominku. psy... ja... i (mam nadzieję) Fasolki...
... M. pojechał na zakupy :)
Czasem trochę fochów nie zaszkodzi. Można się potem popszepraszać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niby tak, chociaż ja tych fochów też nie lubię... i nie potrafię zakończyć dnia zafochowana ;)
Usuńpozdrawiam :)
heh.... ja nie lubię być taka marudna i w takich momentach staram się zaszyć w jakimś kąciku, by przeczekać swój humorek ;)
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, by Fasolki się zadomowiły :)
niestety nie potrafię przeczekać... mam ten paskudny typ charakteru, co to pamięta... i niestety jak nie odreaguję jakiejś sytuacji, to prędzej czy później uderzy ona raz jeszcze przy innej okazji... M. nie ma ze mną lekko :(
Usuń:)