takie pytanie zadała mi koleżanka, jak opowiedziałam o poprzedniej wizycie w szpitalu. dzisiaj pewnie powiedziałaby to samo :( bo w sumie jak mogłam się spodziewać, że wszystko uda się na raz załatwić? na szczęście część badań zrobię w rodzinnym mieście... więc przed zabiegiem (jeśli do niego dojdzie) czeka mnie jeszcze... "tylko" jedna wizyta w szpitalu. wybiorę się, jak już będę pewna, czy mój organizm się spłata mi figla ;)
a teraz wracam do domu... i siadam do maszyny :) jakieś przyjemności trzeba mieć w życiu :D mam więc nadzieję, że kolejny post będzie bardziej optymistyczny i tematyczny (bo blog ni stąd ni zowąd zmienił tematykę, za co szyjących przepraszam... jest to jednak też moja droga poszukiwania równowagi, więc gdzieś tam jako piąta woda po kisielu ma związek ;) )
p.s. o decyzjach miało być poprzednim razem... jakoś mi nie wyszło przy pisaniu... bo i sęk w tym, że jak to Mój M. powiedział "trzeba dokończyć co się zaczęło, a potem będziemy myśleć dalej". więc poza chwilami zwątpienia głębszych przemyśleń na razie nie ma ;)
Wreszcie optymizm wyczuwam :-)
OdpowiedzUsuńSzpitale to legenda pośród moich znajomych. Aż się człowiek boi chorować czasami.
Gdzie? gdzie ten optymizm? ;) a tak serio, to ja jakoś ogólnie całkiem optymistycznie podchodzę do tego co się dzieje (ze mną i wokoło mnie)... ale skoro za bardzo tego nie widać, to tym bardziej postaram się optymistyczniej dalej pisać :)
UsuńI dzięki że zaglądasz :) mimo iż mało szyciowo bywało ostatnio...
Optymizm jak zawsze między wierszami :-)
UsuńU mnie też mało szyciowo, więc nie mam prawa narzekać :-P
Hejka. Podczytuje wlasciwie od niedawna. Tak naprawde to pierwszy wpis na ktory trafilam, to byl ten z 12 sierpnia.. i zrobilo mi sie przykro, bo wydawalo mi sie, ze to wlasnie moj wpis z poczatku sierpnia, o moim poronieniu, przeczytalas.. prosilam ciezarowki, zeby nie czytaly, bo wiedzialam, ze szczegolnie dla tych swiezych ciezarowek, ten wpis mogl byc przynajmniej stresujacy.. ale pomyslalam sobie, ze ja sama tez bym przeczytala, niezaleznie od ostrzezen..
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu poronienia.. bardzo. Ale ciesze sie, ze juz lepiej sie czujesz. :)
Chcialam glownie napisac o histeroskopii. Ja mialam histero robiona przed pierwszym IVF i tez na poczatku sie przerazilam.. ale potem sporo na ten temat poczytalam i okazalo sie, ze histeroskopia - diagnostyczna - a taka podejrzewam zaproponowali Ci lekarze - nie jest niczym strasznym. I faktycznie tu tez (w Stanach) zaleca sie ja po klikukrotnych poronieniach. A przy okazji zaleca sie ja przed IVF, bo podobno moze pomoc w zagniezdzeniu sie zarodka.. jesli w macicy jest cos nie tak, to przy histero lekarze sa w stanie to wykryc, czesto samo usg nie wszystko pokaze.
Bede trzymac kciuki za pomyslny zabieg i za to, zebys jak najmniej sie nim stresowala. :)
Kasia (fasolkowa)
Kasia, dziękuję, że napisałaś :) Przykro mi, że moim postem z wtedy sprawiłam Tobie przykrość :( Świadomie przeczytałam Twojego posta. I przyznam, że czytając sprawił mi ulgę, bo obawiałam się, że u mnie w tamtym momencie było po wszystkim, a jednak nie (notabene chwilę później było "po wszystkim", ale nie sądzę, by to miało jakikolwiek związek z Twoim wpisem). Nie wiem, jak to wyjaśnić... Bo widzę po dziewczynach, że przeżywając innych historie, przeżywa się je jak swoje i dlatego też sama zbyt szybko nie pisałam, co i jak u mnie... ale staram się sama mimo wszystko zachowywać dystans i chyba bardziej przeżywam niepowodzenia innych niż własne. Inna sprawa, że bardziej przeżywałam pierwsze poronienie/ciążę biochemiczną... Teraz gdzieś w środku czułam, że zbyt wiele stoi na drodze i bardziej szukałam podstaw, by myśleć, że się mylę. Tak też odebrałam Twój post. Mimo iż było mi bardzo przykro z Twojego powodu, to w środku na moment poczułam ulgę, że u mnie może to nie ten moment. Więc proszę Cię, by nie było Tobie przykro z mojego powodu, bo nie ma ku temu powodu :)
UsuńCo do histeroskopii, to u mnie takie dołki i górki. Z jednej strony jest często przeprowadzana, więc to bardziej formalność i pewnie nie mam się czego bać. Z drugiej jednak będzie to kolejna narkoza w przeciągu pół roku i nie wiem do końca, jaki będzie mieć wpływ na mnie. Poza tym irytuje mnie polska służba zdrowia odsyłająca z miejsca na miejsce, z terminu na termin. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że uda się ją przeprowadzić jak najszybciej (i że moja @ pojawi się we właściwym momencie, by zaklepany termin był realny) i że dzięki niej będę mogła wracać po Maluszki wiedząc coś więcej (czy coś wyjdzie czy nie, to już pewnie drugorzędna sprawa na ten moment). I tak - lekarze zaproponowali diagnostyczną, więc chyba powinnam wrzucić na luz i chociaż tym się nie przejmować :)
Pozdrawiam ciepło i idę czytać, co u Ciebie (bo mam ostatnio zaległości w czytaniu) :)