jakoś za długo mam dobry humor, dobre nastawienie, dobre... hmm... co może być jeszcze? rozmawiając ze znajomą stwierdziłam nawet, że póki nie zobaczę bety równej 0, to nie uwierzę, że nie jestem w ciąży...
a jeśli zobaczę? jeśli po raz pierwszy okaże się, że tym razem betunia to 0 i Fasolek ani widu ani słychu?
przejrzałam sobie właśnie wpisy dziewczyn przed udanymi betami (Paradożycia i PinkThink - gęba mi się śmiała czytając Was), ale ostatecznie nie wiem, co o tym myśleć...
plamienia nie mam... senna nie jestem.... brzuch - no dobra zdażało się, że pobolewał, ale na @ boli tak samo... nie wnerwiam się jakoś bardziej niż zwykle...
no i nie myślę zbyt intensywnie (powinnam użyć tu czasu przeszłego)... bo psychicznie to ja cały czas nastawiona jestem, że Fasolki są i rosną i tylko czekają, by pokazać mi ładną betę...
a jeśli się nie uda?
schizowanie to chyba nieunikniony element ivf i itp. ;)
OdpowiedzUsuńcóż Ci mogę napisać... trzeba wierzyć, wierzyć, wierzyć...
tylko tyle i aż tyle...
Hania - coś w tym jest... tam gdzie jest czekanie, tam prędzej czy później jakaś schiza się pojawia... ;)
Usuńa ja? cóż... własnie boję się, że za bardzo wierzę, za bardzo jestem przekonana, że to teraz, że się uda... i gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się myśl "a jeśli się mylisz?"
ale mam nadzieję (cały czas), że to tylko schiza i za kilka dni będę mogła odetchnąć... choć do kolejnej wizyty ;)
Czekanie bez schizowania chyba się nie udaje. Ale trzeba wierzyć, że się uda. Trzeba mieć nadzieję, że cuda się zdarzają :)
OdpowiedzUsuńI bardzo Ci tego życzę, żeby ten CUD właśnie się u Ciebie dział.
buziaki;***
Niestety nie należę do optymistek, zdecydowanie jestem chłodną realistką: wiem, że trzeba wierzyć, że się uda, innym się udaje, ale to wcale nie znaczy, że mnie może się udać. Beta to już w ogóle dla mnie żaden wyznacznik.
OdpowiedzUsuńI tak naprawdę to mnie wkurzają słowa, że to pozytywne nastawienie jakimś cudem sprawi, że moja ciąża się utrzyma. Niestety, ale to po prostu loteria.