właściwie to ta gorączka u mnie ma mniej wspólnego z nadchodzącym czasem, niż bym chciała... wróciłam do pracy, więc dzień automatycznie się skrócił o kilka godzin, w szczytowym momencie skróci się pewnie jeszcze bardziej, bo robota niestety poczekać nie może, terminy gonią, a koniec roku zbliża się nieubłaganie... jutro wyjazd na szkolenie, w piątek może uda się przygotować rozliczenie... a potem będzie sobota :) i niby-weekend ;) ("niby" bo przed świętami niestety zbyt wiele wypoczynku raczej nie będzie)
w sobotę ruszamy do teściów na coroczne przygotowanie pierogów. bardzo mi się ten zwyczaj podoba, bo od lat spotyka się część rodziny, by razem lepić pierogi. a że osób trochę jest i każdy na święta chce coś mieć, toteż trochę tych pierogów ulepić trzeba. przy okazji dyskusje i muzyka... czuć, że to są zawsze spotkania rodzinne i ciepłe :) u mnie w domu rodzinnym nie było tradycji wspólnych przygotowań. wspólne ograniczało się do naszej rodziny, bo w sumie też było całkiem przyjemne, jak razem z rodzeństwem można było wykrawać i piec pierniki. teraz niestety każdy z nas spędza ten czas u siebie...
niestety moje plany szyciowe słabo się realizują... muszę jeszcze raz dokładnie przemyśleć, co komu i dlaczego planuję uszyć, by wyeliminować sytuację, jaka miała miejsce rok temu, kiedy to przez jeden weekend siedziałam przy maszynie prawie non-stop, bo jeszcze temu torba, a tamtemu poduszka pozostała do zrobienia... ale mimo wszystko coś, chociaż jakiś drobiazg, postaram się każdemu uszyć, bo myślę, że to zawsze trochę więcej serca ma, niż najdroższy prezent...
Nie ma to jak koniec roku. Mój organizm się zbuntował i siedzę na zwolnieniu, a wiem, że w pracy jest mnóstwo roboty, ale zdrowie ważniejsze. Zawsze powtarzam sobie, że po nowym roku będzie lżej. Akurat :)
OdpowiedzUsuńPiękna ta tradycja lepienia pierogów. My z Mężem lepimy sami, bo Wigilię my szykujemy. I własnoręczne prezenty. Super. Bardzo bym się cieszyła z takiego.
Pozdrawiam
ja już nie wierzę, że w nowym to będzie lepiej... i np że nadrobię to, czego teraz się nie uda... nie da rady... w pracy zawsze jest jeden dzień za mało ;)
Usuńna pierogi niestety się spóźnimy... właśnie się okazało, że opona w samochodzie przebita (hmm... wczoraj coś mi samochód dziwnie skręcał, ale jak to laik nie powiązałam, że może coś być nie tak :( ) i najpierw wóz, a potem droga...
co do prezentów - podeślij mi swój adres - może jakiś drobiazg się znajdzie? ;)
Fajna ta tradycja lepienia pierogów. Takie wspólne chwile na pewno są ważne. Pierogi lepiłam do tej pory z babcią. Dalej tak robię. :) Choć od ślubu Wigilię spędzaliśmy z Mężem u jego rodziców, to ten zwyczaj lepienia pierogów dalej chcę pielęgnować.
OdpowiedzUsuńA własnoręczne prezenty są najlepsze :))